Z samego rana dobrałam się do pierwszych w życiu Jelly Bean <3 Po kilku pierwszych pokochałam, ale jak skończyłam kartonik, to stwierdziłam, że co za dużo to nie zdrowo - brzuch mnie bolał przez pół dnia ;)
W końcu dotarłam do Biedronki po kolejne naklejki do mojej kolekcji. To chyba moje małe uzależnienie... ale one są takie słodkie ;)
Popołudnie spędziłam na doprowadzaniu mieszkania do porządku po kilkudniowym panowaniu samca na włościach. Powinnam być wdzięczna niebiosom, że chociaż skarpetki do kosza na pranie trafiały. Zdechła mysz to podobno nie jego sprawka - Rasti ją przyniosła.
Za to wieczór był już mój. Simsy (w końcu udało mi się zrobić ambrozję), maseczka błotna, malowanie paznokci... idę dalej simsić:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz