Uff... Jest sobota, a ja NIC nie muszę. A teraz telegraficzny skrót minionego tygodnia:
poniedziałek: zajęcia, stresująca prezentacja, ucieczka z zajęć, intensywna nauka
wtorek: kolokwium, pogaduchy w akademiku, drugie kolokwium, stres przed wizytą u promotorki
środa: laborki <3, wizyta u promotorki - praca gotowa, muszę tylko poprawić bibliografię, kolokwium zaliczone na 4+ (hip hip hurra, kamień z serca)
czwartek: praca, korepetycje, padłam jak kawka koło 21
piątek: taki tam, kilkunasto kilometrowy spacerek
No właśnie, wybraliśmy się prawie do Niemiec w poszukiwaniu kolejnych skrzynek (geocatching), ale okazało się, że drzewo ścieli, a druga to kosmos totalny. Pozostałość stacji kolejowej, dobry żart:D Kilka spróchniałych belek i cmentarzysko ślimaków. Jestem strasznie niepocieszona faktem, że żadnej skrytki nie znaleźliśmy, ale ze spaceru oczywiście mega zadowolona:D Spiekliśmy się jak raki (słońce o tej porze roku?!), dorobiliśmy odcisków na stopach, ale lody z przydrożnego sklepiku smakowały 100 razy lepiej po takim wysiłku. Ciołek ze mnie, bo nie naładowałam baterii do aparatu, więc zdjęć nie ma.
Aaa i jeszcze jedno: odkryłam miejsce, w którym ubierają się Niemcy ;) Zawsze mnie zastanawiało, skąd oni biorą te betoniaste ubrania, teraz już wiem, że z FLOHMARKT DOŁUJE. Niemieckie discopolo też wymiata :D
Możliwe, że jutro wybieram się do Warszawy ;) Nie wiem o której, nie wiem po co, nie wiem kiedy wrócę i czy to w ogóle wypali. Generalnie, pełen spontan ;)