Jeśli masz ochotę pogadać...



Jeśli masz ochotę pogadać... to śmiało pisz na gg 6821926. Może być o pogodzie, może być o kotach, a nawet o polityce. I tylko z pozoru jestem niedostępna ;)

piątek, 30 sierpnia 2013

Czas na mnie.

Teoretycznie "siedzę" w domu już dwa miesiące i... widzę to po sobie. Zawsze uważałam, że jestem osobą wyglądającą normalnie, w sam raz. Piórkiem nie jestem, mam przysłowiowe grube kości - przy wzroście 160 ważę od 60 do 63 kg i spokojnie mieszczę się w rozmiar 38. 

Ale od jakiegoś czasu zauważyłam, że robi się ze mnie flaczek. Pierwszy raz czuję, że jednak nie jest mi fajnie. Wyciągnęłam skakankę, piłkę, buty... Tu brzuszki, tam poskakałam. Diety odchudzającej nie preferuję, ale zdrowe pięć posiłków jak najbardziej. Dzisiaj dojrzałam nawet do tego, żeby poćwiczyć z Ewą Chodakowską - skoro osoby z dużą nadwagą wytrzymują te 40 minut, to co to dla mnie. Chylę im czoła! Odpadłam po 15 minutach, kurde... co tu się oszukiwać, zrobiło mi się słabo. 

Nie, nie poddam się. Poszukam po prostu lżejszych treningów. Znacie może jakieś dla osób początkujących? 

Zmotywowałam się do pomiarów mojego kochanego ciałka, tragedii nie ma, ale może być lepiej. Będzie lepiej. 
Jutro idę na rower, koniecznie!

czwartek, 29 sierpnia 2013

Dzisiejsze szczęścia.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. A jeszcze lepiej w Jego silnych ramionach. Naprawdę nie wiem co się z nami dzieje, ale coraz częściej zachowujemy się jakbyśmy mieli 10 lat mniej. Dwoje dużych, uśmiechniętych i szczęśliwych ludzików.

Z samego rana dobrałam się do pierwszych w życiu Jelly Bean <3 Po kilku pierwszych pokochałam, ale jak skończyłam kartonik, to stwierdziłam, że co za dużo to nie zdrowo - brzuch mnie bolał przez pół dnia ;)


W końcu dotarłam do Biedronki po kolejne naklejki do mojej kolekcji. To chyba moje małe uzależnienie... ale one są takie słodkie ;)


Popołudnie spędziłam na doprowadzaniu mieszkania do porządku po kilkudniowym panowaniu samca na włościach. Powinnam być wdzięczna niebiosom, że chociaż skarpetki do kosza na pranie trafiały. Zdechła mysz to podobno nie jego sprawka - Rasti ją przyniosła.

Za to wieczór był już mój. Simsy (w końcu udało mi się zrobić ambrozję), maseczka błotna, malowanie paznokci... idę dalej simsić:D

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Koniec sentymentów

Przeprowadzka rodziców powoli dobiega końca. Niby smutno patrzy się na pusty dom, w którym się wychowałam, ale czekaliśmy na ten moment od dobrych kilku lat. Sprzątając stary strych znalazłam oczywiście mnóstwo swoich szpargałów typu zeszyty z koślawymi literami, złote myśli (w których najważniejszym pytaniem było "masz chłopaka?") i kolokwium z chemii napisane na pięć. Aaa zapomniałabym o cudnych rysunkach w zeszycie od religii i botaniki ;) Ba! Znalazłam nawet płytę zespołu mojego eks. 

I co z tym wszystkim zrobiłam? Taaa daaam!


Chyba nie potrafię żyć przeszłością, zawsze bardziej interesuje mnie przyszłość. Nie mam zamiaru niczego pokazywać wnukom, ja tam chcę to wszystko przeżywać z nimi jeszcze raz! Lubię sobie czasem powspominać (jak myślę o liceum, to aż mi się cieplutko na serduchu robi), ale bez przesady... jutro będzie jeszcze lepiej! :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ma mój nos! :)

I chyba nie będzie z tego powodu zadowolony. Kolejny reprezentant naszej genialnej rodziny jest już z nami! Wczoraj w szpitalu nie przypadł mi do gustu, takie różowe pomarszczone zawiniątko, no ale dzisiaj ciocia się zakochała <3 


Ciocia dwa razy przewinęła, to mógł sobie spokojnie zasnąć, bo... więcej to już chyba nie będzie!
Sześć lat temu uczyłam się obsługi na siostrzenicy, teraz krótkie przypomnienie, a potem to już można szaleć ze swoim ;)

Ale żeby nie było zbyt różowo, to prawdopodobnie jutro odwiedzę po raz ostatni dom, w którym się wychowałam. W nowym domu rodziców też jest jeszcze mnóstwo roboty, więc raczej sobie nie odpocznę, ale... kiedyś się remont skończy. A potem będzie już uroczo:D

piątek, 23 sierpnia 2013

Pięćdziesiąt trzy miesiące

Miłości, szczęścia, tolerancji i akceptacji. Cieszę się, że po ponad czterech latach wciąż pamiętamy o 23. I celebrujemy to święto po swojemu :) Ja mam swojego słonecznika, a on misia Jasia Fasoli - nasze wewnętrzne dzieci są szczęśliwe :D




A teraz się muszę pochwalić! Drugi raz zostałam ciocią - Julek postanowił w końcu pokazać się światu. Od jutra biorę urlop w kuchni i jadę zobaczyć jaki z niego przystojniak ;) 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Emilka żyje papryką!

To hasło krzyknął ktoś w woodstockowego tłumu i się przyjęło. Jak używam do czegoś papryki, to P. radośnie pokrzykuje "Emilka żyje papryką!". I wiecie co? Zaczynam w to wierzyć.

Jakiś czas temu coś mi wyrosło w doniczce z bambusem. Byłam pewna, że to jakieś zielsko, ale jakoś nie miałam serca odbierać tej zielonej roślince życia. I tak sobie rosła i rosła... Po jakimś czasie wypuściła kwiatki... Dzisiaj rano patrzę, a tam zwisa sobie papryczka! Żeby się upewnić sprawdziłam w Internecie i nie mam żadnych wątpliwości: będziemy mieli małe papryczki! :)



Tak się ucieszyłam, że od razu poczułam miłość do ogrodnictwa ;) Z rozpędu posiałam zioła, pierwszy raz wpadłam na genialny pomysł użycia kubeczków po jogurtach. 


Żeby tego szczęścia jeszcze było mało, to dostałam sms od brata o ósmej rano: "Miłego dnia siostrzyczko". A musicie wiedzieć, że moje kontakty z bratem są dość pościągliwe. Chociaż ostatnio... bardziej doceniam rodzinkę:)     

To się jeszcze pochwalę moim wczorajszym dziełem: 62 sztuki! Pierogi lepiłam drugi raz w życiu:D



Trzymajcie się!:)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Na zwolnionych obrotach

Cisza, spokój... czego chcieć więcej? Po dwóch miesiącach od obrony w końcu poczułam, jak to być tą kurą domową. To dopiero trzeci dzień, a ja już się nakombinowałam ;)

Po pierwsze to przemeblowałam sypialnię, no dobra, tylko odwróciłam łóżko. Nagle zrobiło się więcej miejsca i tak jakoś bardziej przestrzennie. Muszę coś jeszcze na oknach wykombinować, bo jak patrzę na te rolety to... aaa nie będę się denerwować:D

Po drugie to założyłam kolejnego bloga, powiedzmy że zawodowego. Biotechnologia cholernie mnie kręci, wierzę w jej przyszłość, a blog jest po to, żeby nie wypaść z informacyjnego obiegu. Żeby nie zapomnieć. Żeby poczuć to floł, które mi towarzyszyło podczas studiowania. Jeśli kogoś to interesuje, to zapraszam: BIO-TECHNOLOG

Po trzecie to chcę schudnąć. Naprawdę czuję taką potrzebę, bo przestałam się czuć komfortowo w moim 60+. Wymarzona waga to 58. Damy radę? Damy! 

Po czwarte, to dostałam moje pierwsze kartki z postcrossing - Francja i Ukraina :)  Ja wysłałam już dwie, a kolejny adres wylosowany :)


sobota, 17 sierpnia 2013

Małe szczęścia :)

Obudziłam się. Obok P. czytał książkę, a kot wdrapywał się na mnie głośno mrucząc i pierwsza myśl dzisiejszego dnia: ale ja jestem szczęśliwa! W stan euforii wprowadzają mnie takie właśnie małe szczegóły jak pyszna kawa czy kolejny gadżet do kuchni. Targając paprotkę do domu pomyślałam, że ogromne znaczenie ma tu poczucie bezpieczeństwa, jakim otacza mnie P. I ta wolność jaką oboje sobie dajemy. 

Rozglądając się dzisiaj po domu uśmiechałam się do kilku "przedmiotów". Może to nie jest normalne, ale to wszystko po prostu poprawia mi humor :)

Aaa! Kosmetyki to chyba jedyna słabość, która mnie łączy z kobiecością. Daleko mi do wymuskanej panienki, ale o drogeryjnych cudeńkach mogę rozmawiać w nieskończoność ;) 

Peeling Joanna - zwykle robię sobie z kawy, ale czasem skuszę się na gotowy - głównie dla zapachu
Original source edycja zimowa - skusiłam się, bo był w CND i się zakochałam w tym zapachu. W sumie w opakowaniu też. 
Zestaw melisa - znowu zaczęłam się bawić w testowanie i w konkursy i oto wynik ;) Na tą chwilę mogę tylko powiedzieć, że jak nie przepadam za ziołowym zapachem tak ten uwielbiam. 


Kolejne cosie, które sprawiają mi mega przyjemność, to książki. Ostatnio trochę je zaniedbałam, ale już nadrabiam zaległości. Rada dla mnie na przyszłość: mniej poradników więcej fabuły, bo aktualnie posiadam taki stosik do przeczytania:


A to pan paprotek, o którego P. upominał się chyba z rok. No to mu dzisiaj kupiłam i przyprawiłam gębę ;)


Z językiem angielskim raczej się nie lubimy... Pora to zmienić. W nauce języków przeszkadza mi moja racjonalność - z gramatyką nie mam większych problemów, ale wymowa... leży i kwiczy. Do dziś się zastanawiam, jakim cudem zdałam egzamin (pisemny i ustny!) na poziomie B2. Obiecuję, że za rok będę już świergotać :D


piątek, 16 sierpnia 2013

Inspiracje balkonowe

Nasze mieszkanko ma już prawie cztery lata, a niestety balkon nie doczekał się jeszcze zagospodarowania. Wzięłam sobie więc za punkt honoru jakoś go urządzić i... przepadłam. Już czuję, że to będzie moje miejsce. Na czytanie, na popołudniową kawę, może nawet na szydełkowanie ;) 



Marzy mi się balkon w drewnie, bardzo przytulny, ale też i praktyczny. Na początek potrzebujemy podłogi, cały czas się waham pomiędzy drewnem a gresem ala drewno. Poza tym chciałabym jakieś wygodne siedzisko, mały stoliczek, a na reszcie powierzchni mały ogródeczek warzywno-ziołowy. Może jakieś kwiatki u sufitu... 


Podświadomie wybierałam chyba zdjęcia z doniczkami na zioła, ale co ja zrobię jak one mi się tak bardzo podobają ;)






Ale się nakręciłam... ;)


środa, 14 sierpnia 2013

Pora na siebie.

Naprawdę podziwiam rodziców, którzy mają dwójkę, trójkę szkrabów i są w stanie normalnie egzystować. Ja szczerze mówiąc przy jednym wysiadam, nie mam siły już wymyślać kolejnych gier i zabaw... A to tylko tydzień opieki nad rezolutną, ale bardzo absorbującą sześciolatką. 

Przez kilka ostatnich dni zaczęłam zwracać uwagę na matki z naszego osiedla i zaobserwowałam, że dzielą się na dwie grupy. Mamy uśmiechnięte i mamy krzyczące. Te pierwsze są zwykle zadbane, a te drugie rozlazłe... Pierwsze bawią się z dziećmi na placu zabaw, drugie siedzą i plotkują na ławkach co chwila pokrzykując na dziecko, że buja się za wysoko. Myślicie, że to zależy od podejścia, czy też od dziecka? Czy może od zaangażowania tatusiów? Bo z tego, co zdążyłam zauważyć, to na pewno nie od zasobności portfela ;) 

Przez pierwsze dni latałam za tym dzieckiem jak głupia, co mała zaczęła trochę wykorzystywać. Odmieniło mi się, jak P. zabrał ją na spacer, a ja miałam ponad godzinę tylko dla siebie. Uświadomiłam sobie, że przez trzy dni nie zrobiłam nic dla siebie - nie malowałam się, nie przeczytałam ani jednej strony książki, nie obejrzałam nic poza bajkami. Przeraziłam się myślą, że kiedyś będę miała SWOJE dziecko... i że to byłby stan permanentny. Powiedziałam STOP.

Dzieciak może poczekać pięć minut przed spacerem, aż się pomaluję (u Z. przejawiało się to jęczącym "już idziemy?" x 100), nie muszę siedzieć przy niej oglądając bajki ("ciocia, siedź tu, mama zawsze ze mną siedzi") itd. 

Krew mnie tylko zalewa, jak Zuz rusza nasze koty. 


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dobra/niedobra ciocia

Moja siostra na dniach rodzi... Dla Zuz brat jest równoznaczny z końcem świata, bo aktualnie to ona jest pępkiem świata, oczkiem w głowie babć, dziadków, cioć i wujków. Pomijam postawę rodziców, ale szczerze dzieciakowi współczuję... Dla osłody zabrałam ją na kilka dni do nas :) 

Akurat w Szczecinie odbywały się zawody strażackie, zorganizowano też fajną imprezę dla dzieci:) Konkurencje były identyczne, ale poziom trudności...hm... oczywiście wyższy:D Zuz dostała dyplom i medal (pierwszy w życiu!).



Później wspinała się po skałkach i po skrzynkach ;) Mała alpinistka :)


Pływałyśmy też motorówką i odkryłam, że naprawdę boję się wody. Życie przebiegło mi przed oczami, jak prędkość powodowała wiatr we włosach ;) Dodatkową atrakcją było zatrzymanie przez policję - niestety autentyczne... Mam nadzieję, że kapitan nie dostał zbyt wysokiego mandatu ;) 

Zuza ciąga mnie oczywiście też po placach zabaw, ale jakoś da się to przeżyć. Chciałam jej jeszcze coś pokazać, ale niestety nie mogę nic znaleźć dla takiej specyficznej sześciolatki. Większość stałych szczecińskich atrakcji mamy już zaliczone, a zuz dwa razy do tego samego miejsca nie wchodzi. Może jutro wyciągnę ją jeszcze do jakiegoś muzeum, zależy od humorku. Kurczę, nawet w kinach tylko trzy bajki i żadna zbytnio się dla niej nie nadaje. 

Opieka nad tym żywym srebrem sprawia, że padam ze zmęczenia razem z nią przy bajkach o Barbie. Dosłownie, padam na pysk. 

A teraz ciemniejsza strona medalu. Jestem totalnym przeciwieństwem mojej siostry, to się chyba przekłada na podejście do wychowania dzieci. Dla mnie dziecko to partner, ja je szanuję, a ono ma szanować mnie. Bardzo chętnie wysłucham jego zdania na każdy temat i jestem skłonna do pójścia na kompromis, jeśli znajdzie inny argument niż "bo tak". Nie mam zamiaru karmić dziecka opowieściami o mikołaju czy wróżce zębuszce.... Od początku chcę być wobec niego fair. Zuz to niestety idealny przykład typowego jedynaka, wychowywanego przez wszystkich. Jest święcie przekonana, że we wszystkim musi być najlepsza. Raz się od niej wymaga, innym razem odpuszcza, a nawet popuszcza... Dla mnie to po prostu brak konsekwencji. 

Widzę, jakie P. ma podejście do dzieci i bardzo mi się podoba. Widać jego żołnierskie wychowanie ;) Przy tym jest oczywiście wspaniałym kompanem do zabaw (ciągle powtarza, że ma pięć lat i czasem tak się zachowuje;) i czułość nie jest mu obca. Ja podchodzę do dzieciaków bardziej emocjonalnie, ale zasady są zasadami. 

Pewnie łatwo o tym mówić, jak się nie ma swoich dzieci, ale poeksperymentować na cudzych można. Nie mówię, że będziemy idealnymi rodzicami, ale swoje dzieci chciałabym nauczyć przede wszystkim miłości, szczerości i szacunku. Nie musi być najlepsze, nie musi znać pięciu języków... Może być po prostu łobuziakiem, który z rozkosznym uśmiechem będzie potrafił powiedzieć "przepraszam", albo cichutką dziewczynką, która będzie bała się własnego cienia i największą frajdę będzie sprawiało jej rysowanie... Albo kimkolwiek... ale to będzie ich decyzja ;)

Eh, chyba chciałabym już poeksperymentować na własnym...


piątek, 9 sierpnia 2013

U rodziców :)

Boże, jak ja ich nie ogarniam. Po 33 latach się przeprowadzają, wcześniej musieli przeprowadzić kapitalny remont w nowym domu. Oboje są już na emeryturze, a każde ma energii jak dziesięciu moich rówieśników razem wziętych. Praktycznie wszystko zrobili sami, bez żadnych fachowców (nie licząc oczywiście tego, że każdy Polak jest fachowcem we wszystkim). Dom nabiera już ostatecznych kształtów i... cholernie mi się tu podoba :)

Z rodzicami nie mieszkam już osiem lat i naprawdę ciężko przestawić mi się na ich tryb życia. Ja sobie cenię ciszę i spokój. Na rzeczy, które nie mają na mnie wpływu (albo ja na nie), po prostu nie zwracam uwagi. Nie jestem też duszą towarzystwa, przez nasz dom nie przelewają się tłumy znajomych. Tutaj jest zupełnie odwrotnie. Tutaj trwa wiecznie dyskusja o drobniutkich szczegółach np. próg w drzwiach. A jak jeszcze do tego dołączy moja rodzona siostrzyczka, to autentycznie wychodzę. I jest jeszcze coś, do czego się chyba nigdy nie przyzwyczaję: mama uwielbia rozmawiać przez telefon. Od jakiegoś czasu ma darmowe rozmowy... Przy kawie odprawia swój rytuał i wydzwania po rodzince i znajomych. Dodam, że średni czas mojej rozmowy z mamą to jakieś 15 minut, a z P. góra minutę. 

Dzisiaj wracam już do domu, ale... będzie jeszcze głośniej, bo zabieram pannę Zuzannę. Będziecie trzymali kciuki, żebym przeżyła? ;)

środa, 7 sierpnia 2013

Jednak się załapałam TTSR 2013

Uwielbiam Szczecin i naprawdę bardzo optymistycznie podchodzę do wszystkiego, co się w tym mieście dzieje. Mam tylko ten problem, że nie lubię dużych skupisk ludzi i wszystkiego, co jest mega trendy. Takie tam moje uprzedzenia, z którymi nawet nie chcę walczyć.

Finały regat to międzynarodowa impreza, Szczecin tak jak poprzednio spisał się na 5! Próbując uniknąć tłumów i korzystając z tego, że wczoraj był ostatni dzień wybrałam się pooglądać żaglówki. Pierwsza myśl: "to naprawdę Szczecin?", druga: "zayebiście, jakby zawsze było tutaj tak ładnie". Kurczę, te stateczki po prostu pasują do tych nowych bulwarów ;)




Piękny, prawda? Moje zainteresowanie motoryzacja sprowadza się do pojazdów wojskowych (hammer <3), harley'ów i matowego wykończenia. Tutaj mamy połączenie dwóch ostatnich... Cudo!

Wieczorem obejrzeliśmy Django, jak ja uwielbiam słodkich i kulturalnych łotrów. Momentami musiałam zamykać oczy, ale warto było ;) Tak genialny, że żałuję, że nie poszliśmy do kina jak mieliśmy okazję.

Dzisiaj jadę do rodziców, potem zabieram Zuz do Szczecina... i spróbuję to wszystko przeżyć :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Tyleeee szczęścia ;)

P. poszedł dziś pierwszy dzień po urlopie do pracy... czyli powrót do szarej codzienności. Chciałabym! Coś nam się ostatnio w główkach poprzewracało i zachowujemy się jak świeżo zakochane szczeniaki. Nie żebym miała coś przeciwko takiej atmosferze, ale po prostu czuję, że wiek (i kondycja!) już nie ta ;)

W Szczecinie jest aktualnie finał regat The Tall Ships Races - naprawdę super impreza, miasto się postarało, i jak na ZS to bardzo mało narzekania ostatnimi czasy słychać. Teoretycznie Szczecin ma ok. 400 tys. mieszkańców, a na wczorajszym koncercie finałowym było ponad milion... Można sobie wyobrazić, co tu się dzieje. Ale do sedna: mieliśmy przejść się spacerkiem i pooglądać żaglówki, ale jak tylko trafiłam do centrum i zobaczyłam tych wszystkich ludzi w kiczowatych marynarskich czapeczkach robiących sobie zdjęcia kalkulatorami... Kto mnie zna, ten wie co o tym wszystkim myślę. 

Jak tylko zobaczyłam mojego łysolka (obciął się wczoraj na całe 6 mm), z łobuziarskim uśmiechem na mój widok, to już mi się steteczków odechciało. Skoczyliśmy tylko na zimne piwko próbując udawać, że jesteśmy na randce. Przy okazji usłyszaliśmy cały światopogląd parki obok - "uwielbiam" truizmy (uwierzcie, nie dało się nie słuchać). Wiśniowe piwko - miodzio!

Z okazji diety zaszliśmy jeszcze na kebaba i napój firmowy z Bar Raba - CUDO!wna tablica Mendelejewa ;) A teraz mam banana na gębie, którego chyba nic mi dzisiaj nie popsuje - kocham ten stan!



niedziela, 4 sierpnia 2013

Woodstock 2013

Prawdopodobnie ostatni... ale nigdy nie mów nigdy ;)

Nie mam w sumie siły na jakąkolwiek relację, ale troszkę wspomnień chcę zachować, więc chociaż wypunktuję.

1. Gruszkowe piwo z Tesco - miodzio! Amber niepasteryzowany też dawał radę. 

2. Bardzo sympatyczny człowiek na rowerze, który zaoferował podwózkę dwóch pięciolitrowych baniaków z wodą. Uraczył nas też opowieścią o jego obozie i mandacie 1000 zł za brak prawka i przewóz 28 osób ;)

3. Okropna noc - przewracałam się z milion razy i chyba nie spałam dłużej niż godzina _-_

4. We wtorek zjechała się kolejna część ekipy - z gitarą. Wieczorem oprócz duuużej ilości % (Sangria <3) było więc granie Whisky na kilka sposobów i ku mojemu oburzeniu "ona tańczy dla mnie". Nawet sobie nie wyobrażacie, jaki to zabawny widok jak "metal" od stóp do głów ubrany na czarno, pełno mrocznych naszywek wczuwa się w ten kawałek i zna WSZYSTKIE słowa. 

5. Ok, Woodstock to fajne miejsce, ludzie są bardzo sympatyczni, ale helloł! To, że przyjechałeś na W. nie oznacza, że ludzie będą Cię karmić, poić alkoholem i robić za Twoich znajomych. Zdarzyła nam się bardzo niemiła sytuacja, koleś poczuł się dotknięty prawdą i przyszedł z przypadkową ekipą, by zrobić nam kuku. Sytuacja szybko się wyjaśniła, koleś po prostu pomylił festiwale - zapomniał białych rękawiczek. Podobnie jak ekipa, która nie mogła zrozumieć, że miejsce na kilka namiotów jest zajęte.

6. Poszłam w POGO. Pół piosenki zajęło mi dopchanie się do barierek, ale odkryłam, że jestem już za stara na takie zabawy. Autentycznie czułam się jak przedszkolanka pośród tych szalonych trzynastek. Super, ale już niestety nie dla mnie:D

7. Wyobrażacie sobie, że kazali mi się myć? Podobno Woodstock to same brudasy, a tu niespodzianka - co chwila ktoś pytał, czy idę się myć:D

8. Granie w karty w czasie najlepszych koncertów to chyba nie jest starość, co?

9. Nauczyłam się kręcić papierosy. Czy tam nabijać. Czułam się jak na prawdziwą konkubinę przystało - chłop oddawał się w szpony hazardu, a ja nabijałam fajki dla połowy naszej ekipy. W ogóle ciekawa rzecz - na początku w obozie było osiem osób i tak jakoś wypadło, że nikt z nas nie palił.

10. Aaa, A. skoczyła na bungee!!! Niestety kolejny fajny koncert przestałyśmy w kolejce, ale czego się nie robi dla takiego wydarzenia:D

11. Cycochyyyyyy! Nie pożyczam cycochów! - Kabaret Limo dał czadu

12. Wojewódzki też. Nie zawsze podoba mi się, co mówi, ale lubię go i podziwiam za inteligencję.

13. A na koniec mafia. Placki byliśmy, nie sprawdziliśmy dokładnie pociągu i wylądowaliśmy w nocy na dworcu w Chojnie. Wpadł koleś, poopowiadał bajki jaką tam mafię mają, jaką patologię i ile to tam morderst nie było. Nie powiem, trochę mnie wystraszył. Po powrocie do domu, wpisałam w google "mafia w chojnie" to wyskoczył mi artykuł o tym, że cyrk przyjeżdża do miasteczka :D :D :D

Zdjęcie 1. Tytuł: Gdzie jest mój drugi batonik?!

Działo się oczywiście dużo i pewnie o wielu rzeczach zapomniałam (hihihihihi), ale jednego się nauczyłam. Zdecydowanie bliżej mi do introwertyka niż ekstrawertyka ;) Ave!

sobota, 3 sierpnia 2013

Bulwers

Wróciłam z Woodstocku i celebruję ciszę. Notka oczywiście będzie, troszkę zdjęć, ale teraz muszę znaleźć ujście mojego zdenerwowania. 

Oglądam Bablion na TVN24 i po raz pierwszy w życiu mialam ochotę rzucić pilotem w telewizor. Na początku była krótka relacja z zabaw w błocie, a następnie wspomniano o incedencie z Miecugowem. I nagle taka Małgorzata Sadurska trzaska tekstem "że to właśnie wynik owsiakowego róbta co chceta". Hello, debil był jeden, a ludzi potępiających takie zachowanie co najmniej kilka tysięcy. Potrafili głośno powiedzieć przepraszam. I tego wcale nie nauczyła nas jedyna słuszna partia, a właśnie Owsiak. Koleś był z Białegostoku, nie wiem czy to zbieg okoliczności, ale dzień wcześniej obywatel tego miasta zadał Wojewódzkiemu pytanie o fladze polskiej w psiej kupie. Zamiast wysłuchać odpowiedzi walił narodowościowymi tekstami. 

Nie mówię, że Owsiak jest święty. Czasem emocje biorą górę. Ale do jasnej cholery, to dzięki niemu moja siostrzenica została gruntownie przebadana zaraz po urodzeniu. To dzięki niemu co roku mam okazję do wspaniałego festiwalu. Pokażcie mi drugą taką osobę w naszej Polsce, która tyle zrobiła dla innych. I pokażcie mi rodzinę, w której nikt nie korzystał ze sprzętu kupionego przez WOŚP. 

Dziękuję, do widzenia.