Jeśli masz ochotę pogadać...



Jeśli masz ochotę pogadać... to śmiało pisz na gg 6821926. Może być o pogodzie, może być o kotach, a nawet o polityce. I tylko z pozoru jestem niedostępna ;)

niedziela, 30 czerwca 2013

Imieniny u państwa R.

Kilka dni temu, dzięki telefonom od rodziny dowiedzieliśmy się, że mamy w weekend imieniny. Nie żebyśmy o tym wcale nie wiedzieli, ale... U nas imieniny obchodzą dorośli, a dzieci urodziny. Więc co? Naprawdę jesteśmy już dorośli? Na szczęście tylko w metryce ;) Inna sprawa, że duszami towarzystwa to my nie jesteśmy, więc dwa rodzinne spotkania w ciągu trzech dni to wyczyn. Mało tego, jedno okazało się "małą" niespodzianka i w końcu miałam okazję poznać sławną ciocię. Przeżycia takie, że ręce mi się trzęsły podczas krojenia ciasta. 

Okazało się, że trzy kieliszki w domu to jednak za mało. Cztery krzesła też... i oprócz "ciastek dla gości" przydałoby się coś jeszcze na niespodziewane wizyty. Praktyka czyni mistrza, oficjalnie kurą domową jestem dopiero drugi dzień, więc czuję się usprawiedliwiona. 

A teraz pochwalę się prezentami, musicie przyznać, że idealne dla "młodej kury domowej" :D







czwartek, 27 czerwca 2013

Mgr inż. Emilka! :)

Uff, już po wszystkim. Wczoraj jeszcze stresowałam się tym, że się zupełnie nie stresuję. Dziś rano żołądek podchodził mi do gardła, a zęby szczękały - nie wiem czy z zimna, czy ze zdenerwowania. Cały stres odpłynął w momencie, kiedy weszłam na salę egzaminacyjną i tak się rozgadałam, że kazali mi przestać ;) Dodatkowym zaskoczeniem była 5! Nie z obrony, nie z pracy, ale 5 na dyplomie! :) Nigdy nie zależało mi na ocenach, dlatego nawet nie przypuszczałam, że wyjdzie mi taka średnia... dziecko szczęścia ze mnie, bo byłam na progu 4+/5 ;) No, to już się pochwaliłam.

Po takim ciężkim poranku, mogłam sobie wybrać żelki z wielkiej, kolorowej ściany. Wierzcie mi, nawet najlepsza impreza nie dałaby mi tyle szczęścia, co nakładanie sobie każdego rodzaju cukierasów do papierowej torebki. Do tego ser pleśniowy i sok pomarańczowy - jestem w raju! 


P. oczywiście był przy mnie, nie tylko dzisiaj - kiedy już chciałam uciekać z pod sali, ale przez całą moją studencką edukację i imprezy. Nie wyobrażam sobie, co by wyszło z mojego roztrzepania i panikarstwa (oj, czasem mi się zdarza), gdybym nie miała przy sobie P. - człowieka twardo stąpającego po ziemi. Żeby było jeszcze romantyczniej, to dał mi dzisiaj kapselek od tymbarka*:


* wróżenie z kupionych tymbarków jest dla lamusów, my swoje wróżby zbieramy z ziemi :D

sobota, 22 czerwca 2013

O jak mi dobrze!

Koniec teorii w życiu, czas na praktykę. Dzień się jeszcze nie skończył, a ja już jestem z niego zadowolona. 

Rano praca. Wiecie jakie to cholernie przyjemne uczucie, jak się wchodzi do socjala, widzi uśmiechniętą szefową, która mówi "o, fajnie że jesteś". Jak się żartuje i wspólnie podżera krówki z B., i robi taniec szczęśliwego człowieka z P., jak wybiła 14 i mogłyśmy iść do domu. W sumie szkoda, że zostały mi tylko dwa dni z tymi ludźmi.

A to moje mega arty - Emilka dorwała się do kalejdoskopu!

Wpadłam do domu, nie złamałam klucza w zamku (a było blisko!), w pięć minut przerobiłam się w wersję grill i pojechaliśmy na Głębokie. Najadłam się za wszystkie studenckie czasy, pograliśmy w babingtona (tak to się pisze? pierwszy raz widzę to słowo na oczy:D), porodzinkowaliśmy i podowcipkowaliśmy. 

Jesteśmy duże dzieciaki i pierwsze co zrobiliśmy po powrocie to... wodne lody - pałeczki z zamrażalnika i TV. A teraz popijam sobie mrożoną kawę i zastanawiam się, co by w ten wieczór robić ;) 

Książka? Czasopisma? Dobry film? 
+ pedicure i malowanie paznokci:D

czwartek, 20 czerwca 2013

Zaliczyłam!!!

Wczoraj zastanawiałam się już, czy nie rzucić studiów przed ostatnim egzaminem. Był płacz, rzucanie notatkami i przeklinanie wszystkiego, na czym świat stoi. Do teraz nie wiem, które aminokwasy należy zmodyfikować, by otrzymać pożądany enzym, ale już mnie to nie obchodzi. Jak tylko się obronię robię wielkie ognisko z notatek, ktoś się pisze na kiełbaski? :) Byłam u promotor dzisiaj, byłam u recenzenta i... spotykamy się na obronie w przyszłym tygodniu. 

Powoli odnajduję się w roli kurki domowej, kupiłam foremki do muffinek, P. obiecał mi miotłę w prezencie i czuję się spełniona. Planuję nawet dzisiaj sernik zrobić, ale muszę przeczekać upał. Będę narzekać na pogodę, przyzwyczajcie się ;)

Wczoraj było tak (jedyny pozytywny element, to słonecznik od P): 

A dziś tak:


Wczoraj w akcie desperacji podjęłam 30 dniowe wyzwanie i dobrowolnie dodałam 100 skakanek:



wtorek, 18 czerwca 2013

Walka z Inżynierią Enzymową c.d.

Przeglądając po raz drugi notatki przestałam się dziwić, czemu nie zaliczyłam ;) Tym razem będzie test, więc wystarczy porządnie przeczytać, zrozumieć i zapamiętać kilka ważniejszych rzeczy. Nie zmienia to faktu, że już panikuję. Żeby mi się lepiej uczyło kupiłam sobie bambusowe długopisy ^.^ Za cokolwiek bambusowego dam się pokroić, moja trumna czy tam urna też pewnie będzie z bambusa. Mam nadzieję, że przyniosą mi szczęście na egzaminie... Dobra, wracam do notatek :)


Wpadłam na genialny pomysł. Znacie może jakąś internetową hurtownię artykułów papierniczych? Tzn. tanią i dobrą:D

piątek, 14 czerwca 2013

Absolutorium

Powtarzam się, ale muszę to powiedzieć: nie lubię tego typu imprez. Ok, kończę studia, może to jest jakieś wielkie wydarzenie, ale wolałabym je przeżywać na spokojnie w domu, niż biegać w workowatej todze po scenie. No to sobie ponarzekałam.


No ok, było przyjemnie. Przyjechali rodzice, chyba nawet byli ze mnie dumni, P. się nie spóźnił (choć obiecanych harcereczek z kwiatkami nie było) i jakoś to wszystko poszło bezproblemowo. Udało mi się zrobić w miarę zjadliwy obiad, polatałam z rodzicami po castoramie, a potem byliśmy na lodach i wjechaliśmy na wieżę katedry. Po raz kolejny zakochałam się w Szczecinie, kto nie był tu jeszcze, to gorąco zapraszam ;) 

Ostatnio te moje notki takie o niczym są, ale ten niezdany egzamin chyba mnie zainspirował do pracy nad sobą, więc możliwe że się tu coś pozmienia.

czwartek, 13 czerwca 2013

Oblany egzamin

A miało być tak pięknie, egzaminy załatwione jeszcze przed sesją, szybka obrona i... życie. Dr D. postanowił mi jednak przedłużyć dzieciństwo o jakieś dwa tygodnie. Formy ustne egzaminów nie są moimi ulubionymi, niestety. A uczyłam się naprawdę dużo, więcej czasu poświęciłam chyba tylko na naukę do egzaminu na inżyniera. 

Na szczęście to była tylko zerówka, po prostu zaliczę egzamin w normalnym terminie i obronię się ze wszystkimi. Oczywiście ma to swoją dobrą stronę, teraz mam mnóstwo wolnego czasu, bo wszystko inne zaliczone, a praca magisterska leży już w dziekanacie. 

A teraz idę odpocząć chwilkę po nieprzespanej nocce, żeby wieczorem zająć się przygotowaniami do jutrzejszego absolutorium. 

niedziela, 9 czerwca 2013

Triduum Inżynierii Enzymowej

Niedziela, Poniedziałek, Wtorek - wszystkie moje myśli krążą i będą krążyły wokół tej wspaniałej dziedziny nauki. Podobno z tego są pieniądze. Czytałam trochę notatek i z tego co się zdążyłam zorientować, to znajomość wzorów strukturalnych aminokwasów naprawdę jest przydatne ;)

Przypomniała mi się nuta z czasów LO, jakże pięknych czasów :)


piątek, 7 czerwca 2013

Jest i ona!

Oprawiona i złożona w dziekanacie. Z nauki zostało mi dwa dni na uczelni, jeden egzamin i obrona. Dumna z siebie jestem i nawet kupiłam sobie w nagrodę książkę, dziecko sławnego Sekretu, zobaczymy co tam ciekawego odkryli.

W porównaniu do pisania inżynierki, to magisterka była przyjemnością, mam nadzieję, że obrona też będzie bezproblemowa :)

Chciałam w tym tygodniu dokończyć wszelkie formalności, poskładać dokumenty itp. W ostatniej chwili zdecydowałam się na angielską wersję dyplomu, a to wiązało się z dodatkowym zdjęciem. Nie myślałam, że będę miała z tym tyle problemów, zdjęcie przecież wystarczyło tylko wydrukować. Nic bardziej mylnego, u pierwszego fotografa nasłuchałam się tylko o tym, że studenci to nie ludzie, tylko jakieś zwierzęta, którzy myślą, że wszyscy są na ich usługach. 

Zdenerwowałam się strasznie, płacę to wymagam, a fotograf to chyba firma usługowa. Babka była tak nieprzyjemna, że aż mi się udzieliło - z satysfakcja powiedziałam, że idę dać zarobić konkurencji. I poszłam, może nie załatwiłam wszystkiego tak jak chciałam, ale jakość obsługi niebo a ziemia. Miło, z poniedziałkowego terminu zeszliśmy do dwóch godzin i jeszcze dostałam rabat, bo spóźnili się 10 minut. Największa różnica pomiędzy dwoma foto punktami? W pierwszym głęboki PRL, w drugim sama młoda ekipa nastawiona na zadowolenie klienta. 

Następny krok milowy - punkt ksero. Zaniosłam w poniedziałek wydrukowane prace do oprawy i wydrukowania kolorowych stron. Miało być gotowe na wtorek, wyszedł piątek. Okazało się, że drukarka się rozregulowała, a praca jest cała powyginana - teoretycznie dlatego, że włożyłam do koszulki, ale w sumie to wina mojej drukarki. Do obrony się uleży ;)

A teraz największe miłe zaskoczenie: w dziekanacie nie robili problemów! :) Ganiałam z tym wszystkim pół dnia po mieście, ale cel osiągnęłam.

Wróciłam do domu padnięta. A czekała mnie jeszcze praca i rozmowa z panią kierownik. Szybka mrożona kawa i krótka drzemka w ramionach P. postawiła mnie na nogi. W pracy było nawet miło, odkryłam w sobie jakiś dar pomagania innym. Trochę bałam się wypalić szefowej: "znikam na 10 dni", ale dla niej nie był to żaden problem - naprawdę kamień spadł mi z serca. 


A jutro jedziemy do mamusi ^^. 

czwartek, 6 czerwca 2013

Pewna jest tylko śmierć.

Aktualnie żyję z dnia na dzień i nie jestem w stanie nic zaplanować. W następny weekend mam być w czterech miejscach w jednym czasie, kurczę, nawet w pięciu. Ktoś ma jakiś pomysł na realizację tego? :D 

Możliwe, że za dwa tygodnie (DWA!!!!) się obronię. I jak ktoś się jeszcze raz mnie zapyta co po studiach, to zabije, ostrzegam. Był plan, ale prysł. Plan B - wciąż możliwy, ale potrzeba dużo pracy i wsparcia. Plan C - zacząć szukać pracy, jak normalni ludzie. Jest nawet plan D, bo ja przecież nie mogę tak z dnia na dzień skończyć się uczyć. Jestem w czarnej dupie, naprawdę. 

A co robię? Gram w grę! :D Jestem uzależniona od gierek typu "wystrzel i zbieraj bonusy" ;) 




środa, 5 czerwca 2013

Ogłaszam przerwę!

Od nauki na 15 minut ;) Czy ja już kiedyś mówiłam, że dopiero na ostatnim roku studiów odkryłam, że mój kierunek mnie strasznie pasjonuje? Naprawdę mogę czytać godzinami o tych bakteryjkach, ale niekoniecznie jak muszę to robić, czyli właśnie teraz. Przedostatni egzamin... ehh. 

Ogarnęłam i zrozumiałam już większość, teraz czeka mnie głównie pamięciówka i wielka powtórka jutro. Z okazji nauki robiłam dziś oczywiście mnóstwo rzeczy, tj. byłam na spacerze (cytrynowe lody są pyszne!) i obejrzałam kilka odcinków Archiwum X. Ooo, i jeszcze zrobiłam pizzę z małymi pizzerinkami. 


Chcę, by było już jutro, ta właśnie pora... 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Chyba kończę studia...

Dziś doszło do mojej świadomości, że przy dobrych wiatrach, czyli za jakieś dwa-trzy tygodnie będę magistrem. Dzielą mnie od tego dwa egzaminy i obrona - w sumie nic wielkiego! :) 

Właśnie wydrukowałam magisterkę razy trzy, jeszcze ciepła. Jutro oddaję ją do oprawy, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to w czwartek złożę wszystkie dokumenty. W tą środę jeden egzamin, w następną drugi - mam nadzieję, że już ostatni na tych studiach. Zaraz siadam do nauki, nawet całkiem przyjemna będzie - zarwana nocka mnie czeka. Uwierzcie mi, uwielbiam taki stan rzeczy - czuję, że żyję:D




Rozpiętość moich dzisiejszych humorków była porównywalna do tej Mount Everest - Rów Mariański. Mega szczęśliwa z powodu ukończonej magisterki i podpisanego przez promotorkę papierka, a z drugiej strony strasznie zdenerwowana. Ludzka głupota i bezmyślność, brak odpowiedzialności - chyba mam za duże oczekiwania wobec ludzi kończących studia, no ale cóż. Ja przewracam dom do góry nogami, a ktoś mówi, że "kiedyś się odda", albo że rozmowy z koleżanką są bardziej pasjonujące. W takich momentach cieszę się, że to już koniec.

Trochę oberwało się P. przez ten mój humorek, ale na szczęście namówił mnie na wieczorne rolki, więc "wyjeździłam" podły humor i siadam z zapałem do notatek ^^


Mądrość z kabaretu:
Masz jedno życie, a tak nim szastasz.


niedziela, 2 czerwca 2013

Dzień Dziecka - wyprawa do ZOO w Poznaniu

Na początku miał być powrót do korzeni i Lednica. Do Kościoła mi ostatnio zdecydowanie dalej niż bliżej, ale kto był na polach ten wie, że atmosfera jest tam cudowna. W ostateczności padło  na wyprawę do Poznania, a konkretniej do ZOO. Cała organizacja polegała na wymianie kilku smsów ;)

Napiszę w skrócie i w sumie tylko dla swojej pamięci, co tam się działo:D Musicie mi wybaczyć, bo nie mam siły na opisywanie:D

- pobudka 5.55 - wyjście z domu 6.08
- gdzie jest tor 4?!
- mogę już zacząć jeść?
- jedzenie, jedzenie, kwaśny lizak, jedzenie
- rossmanowskie parasolki
- w którą stronę?!
- schowaj/wyciągnij parasolkę x 1000000
- aleja sukni ślubnych
- rynek Łazarza/łazarski to nie jest TEN rynek
- dziwne uliczki
- genialny pomysł: dobówka!
- ksiądz do mnie przemówił
- którędy do ZOO?
- 1500 m to problem jakiś?:D
- ZOO, ja chcę do słoni, znowu 1500 m?!
- kolejka! za darmo!
- w poszukiwaniu nosorożca
- nie idziemy dalej!
- szukanie pizzerii przez szybę tramwaju
- ehh, McDonalds rozwiązaniem problemu
- moje dwie wygrane:D
- ja chcę na Rynek! zaufajcie mi!
- ooo, Poznań jest jednak ładny, można powiedzieć, że nawet romantyczny
- poznańska Biedronka i poznańska funfelka
- ciasna ławeczka i widok na wc
- wszechwiedząca starsza pani w przedziale
- jedzenie!
- nie umiem otwierać drzwi, ale się nauczę!
- P. na dworcu z ciepłą kawą w termosie
- romantyczny spacerek do domu :)
- U Pana Boga za piecem
- hopsi hopsi

A teraz trochę zdjęć: