Kilka dni temu, dzięki telefonom od rodziny dowiedzieliśmy się, że mamy w weekend imieniny. Nie żebyśmy o tym wcale nie wiedzieli, ale... U nas imieniny obchodzą dorośli, a dzieci urodziny. Więc co? Naprawdę jesteśmy już dorośli? Na szczęście tylko w metryce ;) Inna sprawa, że duszami towarzystwa to my nie jesteśmy, więc dwa rodzinne spotkania w ciągu trzech dni to wyczyn. Mało tego, jedno okazało się "małą" niespodzianka i w końcu miałam okazję poznać sławną ciocię. Przeżycia takie, że ręce mi się trzęsły podczas krojenia ciasta.
Okazało się, że trzy kieliszki w domu to jednak za mało. Cztery krzesła też... i oprócz "ciastek dla gości" przydałoby się coś jeszcze na niespodziewane wizyty. Praktyka czyni mistrza, oficjalnie kurą domową jestem dopiero drugi dzień, więc czuję się usprawiedliwiona.
A teraz pochwalę się prezentami, musicie przyznać, że idealne dla "młodej kury domowej" :D