Jeśli masz ochotę pogadać...



Jeśli masz ochotę pogadać... to śmiało pisz na gg 6821926. Może być o pogodzie, może być o kotach, a nawet o polityce. I tylko z pozoru jestem niedostępna ;)

czwartek, 31 października 2013

Jak zostać perfekcyjną panią domu w pół godziny?

Na początek przedstawię Wam stan naszego gniazdka w okolicach siódmej rano. Z ręką na sercu mówię, że chciałam się tu po prostu pochwalić jak to ja potrafię sprzątać:



I właśnie w takim stanie mieszkania dowiedziałam się, że odwiedzi nas P. wujek, którego w życiu na oczy nie widziałam, ale legend to się o nim nasłuchałam. Na początku pełen luzik, bo miał być dopiero o 17, ale koło 10 okazało się, że jest już na miejscu. Syf w domu, zero jedzenia, P. w pracy. Mało tego, miałam go jeszcze poinformować jak dojechać... ja, która sama się gubię na własnym osiedlu. Całe szczęście, że po drodze robił jeszcze jakieś zakupy, to zdążyłam w pół godzinki ogarnąć chałupę (nawet kwiatki w wc przykleić:D), trochę siebie i obrać ziemniaki na obiad. Uff... jestem genialna! 

P. urwał się z pracy, wpadła też P. mama z obiadem i w sumie zdążyli jeszcze przed gościem - byłam uratowana ;)

Mieszkanie wieczorem wiele się nie różniło od stanu o poranku, ale w trakcie dnia było czyste (a to najważniejsze!) 


czwartek, 24 października 2013

Zaczyna się dziać

Przychodzi taki moment w życiu, kiedy głupie pomysły stają się rzeczywistością. W sierpniu założyłam blog o biotechnologii, pojawiły się tam trzy wpisy i teoretycznie umarł. Umarł w sieci, bo w mojej głowie cały czas się rozwija. Kilka dni temu kupiłam nawet domenę i to mnie chyba zmobilizowało do roboty. Nakreśliłam sobie konkretny cel i małymi kroczkami do niego dążę. Efekty będzie można zobaczyć w styczniu.

W ten temat można jeszcze wrzucić jutrzejsze warsztaty "Gdyby Facebook skończył się jutro?", właśnie przed chwilą dostałam e-mail, że się zakwalifikowałam. Nie mam pojęcia jak będą wyglądały, w ogóle pierwszy raz w życiu będę w czymś takim uczestniczyła. Trochę się obawiam swojej aspołeczności, ale mimo wszystko cieszę się z nowego doświadczenia. 

Moja pierwsza fota z kawą, pora założyć Instagram ;)
Wczoraj z moją cudowną imienniczką lansowałyśmy się w szczecińskiej wersji Starbucks - Columbus Coffee. Zmusiła mnie do cykania sobie fotek w kawiarni - ma kobieta dar przekonywania ;) Wyjście na kawę skończyło się piwem w Hormonie (oj, podoba mi się ta jego nowa wersja) i szukaniem szczecińskich elementów ;) Była też burzliwa rozmowa o naszym biznesie - małpa mnie zwolniła! - i mniej burzliwa o tym, że wygodnie jest siedzieć w pracy, której nie lubimy. Żeby nie było - ja swoje kuchenne królestwo uwielbiam!

wtorek, 22 października 2013

Oficjalnie jestem mieszczuchem!

Na początek pochwalę się moim daniem popisowym: przypalone kupne pierogi. ZAWSZE wrzucam je na patelnię i wychodzę, bo kuchenny chochlik podpowiada mi sprawy, które w pokoju obok zajmą "tylko chwilkę". O pierogach przypomina mi zwykle zapach spalenizny, ewentualnie dziwna niebieska poświata w całym domu. Ups. Jeszcze tylko dodam, że uwielbiam jeść pierogi - pora więc ubezpieczyć mieszkanie na grube miliony ;) 

Wiecie jak to jest z odwlekaniem, nie? Ja na przykład od miesiąca się wybierałam się do urzędu miasta, żeby się zameldować. No bo to daleko, no bo to urząd, no bo trzeba stać w kolejkach i jeszcze o zgrozo! odwiedzić fotografa. I ucho mu pokazać! A ja nie lubię pokazywać moich uszu i o. 

Dzisiaj jednak spięłam się ze wszystkich sił i postanowiłam wszystko załatwić. Najpierw fotograf, wrrr... ale poszłam do tego samego, u którego osiem lat temu robiłam sobie zdjęcie do legitymacji w liceum. Wróciły wspomnienia i od razu było mi jakoś weselej - nawet się na tym zdjęciu uśmiecham :) Od fotografa postanowiłam pójść pieszo do Urzędu Miasta. Taaa, Huszi i jej głupie pomysły. Zgubiłam się po kilku minutach, ale za to JAK się zgubiłam. W tych dziwnych uliczkach było tak pięknie jesiennie (klony i platany), że aż mi się nie chciało wracać na znane szlaki. Trochę pobłądziłam i nagle wyrósł przede mną właściwy budynek - nie wiem jakim cudem. 

Meldunek i złożenie wniosku o nowy dowód zajęło mi jakieś 15 minut! Kto rozsiewa te bajki o ogromnych kolejkach, to ja nie mam pojęcia. I urzędnicy jacyś tacy mili mi się wydali. Chyba polubię chodzenie po urzędach ;)

No ale no, wyszłam na świeże powietrze i uświadomiłam sobie, że właśnie z wieśniaka zmieniłam się w mieszczucha. Dumna z siebie poszłam na kolejny spacer obmyślając, co sobie sprezentować w tak ważnym dniu. Padło na szczoteczkę elektryczną, bo zawsze mi było szkoda pieniędzy ;) 



Wpadłam do domu, zrobiłam sobie kawę i właśnie te nieszczęsne pierogi. Chyba już przywykłam do tego, że pierogi smakują spalenizną ;)

P.S. Jak się już tak rozgrzałam z tymi urzędami, to po odebraniu dowodu czeka mnie odbiór dyplomu na uczelni i rejestracja w urzędzie dla bezrobotnych ;) Po drodze muszę się jeszcze zapisać do biblioteki miejskiej. 


piątek, 18 października 2013

Huszi się odchudza!

Żadna nowość, bo deklaruję to już od jakiegoś czasu. I przyznaję się bez bicia, wcześniejsze akcje mi nie wyszły. Dlaczego? Bo ja uwielbiam regularny (bardzo regularny) tryb życia i wystarczy krótki wyjazd np. do rodziców, żeby sobie odpuścić. Albo leniwy weekend. O swojej miłości do czekolady chyba nie muszę mówić. Więcej grzechów nie pamiętam.

Jadamy w miarę zdrowo - tak na 90%, bo czasem jakiś kebab się zdarzy (powiedzmy raz na miesiąc). Nasza dieta to pięć różnorodnych posiłków i białkowa kolacja. Mimo tego wszystkiego czuję się coraz gorzej i dziwnym trafem kurczą mi się ubrania ;) Podejrzewam, że problemem jest ilość zjadanych kalorii i brak jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Mam wrażenie, że mój organizm kilkukilometrowych spacerów nie traktuje w kategoriach wysiłkowych.

Co zamierzam?

  • stare dobre ŻP - żryj połowę
  • ćwiczenia: na początek przysiady, po tygodniu postaram się coś więcej
  • nie jeść słodyczy. W tym miejscu obiecuję wszystkim, że do 24.12.2013 r. nie tknę słodyczy, chipsów i innych "przekąsek". Wyjątkiem są domowe ciasta (jem raz na ruski rok, więc nie będę się nimi codziennie opychać) i landrynki (na spadek cukru we krwi:P).
Dziś na "pożegnanie ze słodyczami" kupiłam sobie maseczkę, będę wchłaniać czekoladę przez skórę ;)


Proszę, trzymajcie za mnie kciuki, bo to wyzwanie jest dla mnie cholernie trudne ;)



wtorek, 15 października 2013

Dość motywacyjnego ćpania!

Rok temu trafiłam na bloga "życie jest piękne" i przez kilka dni czytałam go non stop. Polecałam Michała osobom, które wątpiły w realizację swoich marzeń. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że koleś jest dokładnie w moim wieku i zrobiło mi się przykro. On zwiedził kawał świata, a ja miałam problemy z wyjściem z domu - po prostu mi się nie chciało. Chyba ze zwykłej ludzkiej zazdrości wyrzuciłam link do bloga z ulubionych. 
Potem przyszedł czas na inne blogi, leciałam na każdy, który miał coś wspólnego z samorozwojem. Łatwa byłam ;) Do tego doszły filmiki, książki, muzyka. Dalej korzystam z tych wszystkich dobrodziejstw, ale jedno się zmieniło: przestałam być naiwna. Zaczęłam doceniać blogi, których autorzy małymi kroczkami coś zmieniają w swoim życiu, a nie takich, co to codziennie robią inną rewolucję. 

"Uczę się pięciu języków, studiuję trzy kierunki, pracuję w czterech firmach i udzielam się jako wolontariusz. Do tego oczywiście mam wspaniałego mężczyznę, paczkę znajomych, dla których zawsze znajduję czas. O moim bardzo optymistycznym podejściu do życia KAŻDEGO dnia chyba nie muszę mówić." Sorry, ale nie wierzę. W tym temacie bardzo spodobał mi się post Sieczkarni ;) 

Wracając do tematu - ponownie odkryłam "życie jest piękne" i akurat trafiłam na projekt Twoja Prawdziwa Moc. Chłopaki odwalają kawał dobrej roboty - właśnie z ich filmiku pochodzi określenie "motywacyjne ćpanie". Serdecznie polecam! 

Co ja zamierzam w związku z tym? Zdecydowanie mniej czytać, a więcej robić. Żadnych rewolucji, tylko powolna ewolucja może mnie uratować! ;)

Ostatnio dużo na blogach postów o tym, co robić jesienią. P. zaproponował lepienie z plasteliny. Na pewno pamiętacie jak w programie "Mama i ja" była taka pani, co to z kilku kolorowych plastelinowych kulek potrafiła wyczarować śliczne zwierzaczki. Kiedy się okazało, że oboje mamy takie same wspomnienia i że zawsze chcieliśmy spróbować, to po prostu wzięliśmy się do roboty ;)

Ten mniej idealny to oczywiście mój ;)
Zabawy było po pachy ^^. A Wy kiedy ostatnio lepiliście coś z plasteliny? :>

niedziela, 13 października 2013

Październikowe wyzwanie fotograficzne - dzień 7 :)

Uff, wytrwałam. Głupio się przyznać, ale to pierwsze wyzwanie któremu sprostałam... Bardzo mi się spodobało, za miesiąc postaram się o lepsze technicznie zdjęcia. Ula, dziękuję! :)

OSTATNIE PRZED ZAŚNIĘCIEM... co Huszi robi przed zaśnięciem? Ostatnio ogląda TV i wtula się w P. Jakoś nie mogę przekonać się do czytania przed snem ;) Jedyne z czego jestem dumna, to codzienne zmywanie makijażu. Może się palić, może się walić, ja bez demakijażu nie zasnę! ;)


Właśnie mam na głowie farbę w dość dziwnym jak na mnie kolorze:) Mam nadzieję, że nie będę musiała jeszcze dziś lecieć w czapce do sklepu ;)

sobota, 12 października 2013

Październikowe wyzwani fotograficzne - dzień szósty :)

B jak... imię, którego nie lubię. No co ja zrobię, że to było pierwsze skojarzenie :) Szukałam inspiracji na jesiennym spacerze, ale Brum Brumy mnie zagłuszały. Po jakimś czasie mieliśmy z P. niezły ubaw, bo wszystkie słowa zaczynały się dla nas na B. Neologizmy to coś, co Placki lubią najbardziej. W domu zastanawiałam się nad bazylią, ale ona jakaś taka niefotogeniczna się ostatnio zrobiła...

Aż wpadłam na genialny pomysł: B jak... blog! Mój blog oczywiście ;)


Pozdrawiam,
Huszi

piątek, 11 października 2013

Sekret i moje idealne życie

Na początek chciałabym podziękować Nadine za dzisiejszy post o książkach. Wśród nich pojawił się Sekret, który kilka lat temu przeczytałam jednym tchem. O książce zapomniałam, ale przesłanie wyraźnie wbiło się w mój umysł. Po dłuższym zastanowieniu, to właśnie chyba od Sekretu zaczęło się moje mega pozytywne podejście do życia. Przestałam rozumieć ludzi, którzy bez przerwy narzekają. Zaczęłam dostrzegać nawet małe przyjemności, przestałam mówić "udało mi się", a zaczęłam wierzyć w to, że sobie na to zasłużyłam.

Dziś obejrzałam film i poczułam, że jakaś wewnętrzna siła zmusza mnie do działania. Przerwałam w połowie i napisałam opowiadanie o moim idealnym życiu. Oczywiście w czasie teraźniejszym. Napisałam kilka zdań o wymarzonej willi, dzieciach, związku, pracy i reszcie marzeń. Uśmiechałam się do każdej literki, bo wszystko sobie dokładnie wyobrażałam. Przeczytałam całość i pomyślałam, że to wszystko jest całkiem osiągalne i wcale nie tak dalekie od rzeczywistości jak mi się wydawało. Przelanie myśli na papier rzeczywiście może zdziałać cuda!

Złożyłam kartkę z opisem mojego idealnego życia i włożyłam do koperty. Napisałam dzisiejszą datę, zakleiłam i czekam aż się wszystko urzeczywistni :) Otworzę po kilku latach i przekonam się, że to naprawdę działa :)


E.: Miskoo, opisuje nasze idealne życie, masz już warsztat, chcesz coś jeszcze?:P
P.: Garaż kobieto, to jest komórka harrego pottera, a ja chce swoje dormitorium:D
E: Ok, nie ma już odwrotu, będziemy mieszkać w dużym domu, mieć trójkę dzieci i będziemy bardzo szczęśliwi :D
P.: wiadomo, samo się zrobi :D
E.: huszi pomyśli i już będzie :D
P.: Wiiii!

Uniesiona na duchu po filmie zaglądam do skrzynki pocztowej i co widzę? Wygrałam w konkursie! Nagroda malutka, ale kociaki się ucieszą:)

Październikowe wyzwanie fotograficzne - już 5 dzień!

Dzisiejszy temat przewodni: CHODZI ZA MNĄ. Będę dziś cholernie mało oryginalna, ale to coś tak za mną chodzi, że nie mogłam postąpić inaczej. Przedstawiam Wam Gizmellę:


Imię trochę dziwaczne, bo kocurek o imieniu Gizmo u weterynarza okazał się kotką. Jak każda kociara uważam, że moje kociska są najwspanialsze, no ale powiedzcie, czy wasze koty potrafią aportować? No właśnie, a mój potrafi! ;)

czwartek, 10 października 2013

Nic na siłę

Od kilku dni chodzę strasznie przybita, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Przez ostatnie pół roku chyba tyle łez mi nie wyciekło co przez ostatnie trzy dni. Najśmieszniejsze jest to, że nic takiego się w moim życiu nie stało, wystarczyło tylko lekkie ukłucie (zwykle porównanie się do innych) i już ciurkiem... Sama siebie nie poznawałam i wielkie dzięki dla P., że był, że przynosił Monsterki i Princessę. Na pewno nie jestem osobą, która lubi się nad sobą użalać, więc sama się wkurzałam na swoje zachowanie. Uświadomiłam sobie, co najbardziej mnie boli i wzięłam się za robotę. 

Na początek miały polecieć sprawy urzędowe (wybieram się już ponad miesiąc), ale brakuje mi aktu urodzenia. Nowe miejsce zameldowania, nowy dowód, zmiana adresu w dokumentach, czas poszukać lekarza rodzinnego i innych specjalistów. Brzmi jak nowe życie, a to tylko formalności... 

Druga sprawa to CV, które muszę w końcu uzupełnić o tytuł magistra. W sumie to napisać je od nowa. I mocno popracować nad językiem (językami?) i innymi umiejętnościami typu "znajomość MS Office". Mój problem polega chyba na tym, że brzydzę się jakimkolwiek koloryzowaniem - nie potrafię się sprzedać. Muszę się czuć w czymś cholernie dobrze, żeby to umieścić na tak ważnym papierku jak CV. Od jutra zabieram się też do bloga o biotechnologii.

No właśnie, miał być już dawno, miał być moim łącznikiem z zawodem. Niestety jestem tylko człowiekiem, który czasem dokonuje głupich wyborów. Wolałam swoją energię wkładać w blog, który zaczął się kompletnie rozmijać z wcześniejszym założeniem. Powiedziałam "Basta!" i poczułam ogromną ulgę. Teraz poświęcę się nauce ;) Trzymajcie kciuki. 

Coraz większą przyjemność sprawiają mi zabawy w Inkscape, może z tego też się coś urodzi :)


Październikowe wyzwanie fotograficzne - dzień czwarty :)

Wkręciłam się w to wyzwanie :) KOLOR ŻÓŁTY skojarzył mi się od razu z moim ukochanym kubkiem na cieplutkie kakao. No powiedzcie, co może być lepszego na jesienny wieczór albo zły humor?


Na blogach wszędzie o zmianach... We mnie też od jakiegoś czasu coś w tym kierunku kiełkuje, bo przestałam się czuć fajnie sama ze sobą. A to jest złe, więc pora to zmienić:)

środa, 9 października 2013

Październikowe wyzwanie fotograficzne - dzień trzeci.

Temat przewodni na dziś: ULUBIONY GADŻET...

Jak wiadomo takowych mam mnóstwo, większość to akcesoria kuchenne ;) Ale takim naj naj naj jest zdecydowanie szczotka do włosów. Zanim ją kupiłam myślałam, że musiałabym na głowę upaść, żeby za kawałek plastiku zapłacić 60 zł. Okazało się, że te sześćdziesiąt złotówek zamieniło przykry obowiązek w przyjemność. Kto się jeszcze nad nią zastanawia niech śmiało kupuje! :)


Pozdrawiam,
Emilka

wtorek, 8 października 2013

Pażdziernikowe wyzwanie fotograficzne - dzień drugi :)

Tematem przewodnim dzisiejszego dnia są "dwie rzeczy". Muszę przyznać, że trochę czasu upłynęło zanim się zdecydowałam cyknąć fotkę ;)


Padło więc na maleństwo i mój kalendarz ;) Swojego notebooka traktuję jak członka rodziny - tak, możecie mnie uznać za chorą na umyśle. A kalendarz... mmm, uśmiecham się za każdym razem, kiedy widzę jego okładkę ;)

poniedziałek, 7 października 2013

Emilia x 2 = Armagedon & aspołeczność*

Teoretycznie umówione byłyśmy z Tomaszem. Praktycznie po jednym piwie przestał nam być potrzebny do szczęścia. Ewelki nam trochę brakowało, ale naprawdę wierzę w jej poprawę. Na spotkaniach biznesowych być trzeba!!!

A teraz krótki wywiad...

Emilia H.: Emilio, co sądzisz o naszym imieniu?
Emilia L.: Jest doskonałe, dokładnie takie coś jak to zrobione z butelek. To jest czerwone w środku, białe dookoła i zielone "gdzie nie gdzie". 
Emilia H.: A czy możesz opisać w trzech słowach nasze dzisiejsze wyjście?
Emilia L.: Kwadrat, kropka, szczała. A Huszi pko wózek.

I jeszcze kilka faktów:
- Wchodzisz do Hormona innym wejście i czujesz się jak w wawie na bogato ;)
- Szczecin jest piękny, nie ważne co mówi pani prezes i Pan Przypadkowo Spotkany Pamiętający Komunę
- mój nowy pseudonim sceniczny to HUSZI - Pani Prezes - zapamiętaj Pani!!!

Emilio, wiem, że będziesz to czytać... :D 

* post pisany pod wpływem % i kawy Inki ;)


Październikowe wyzwanie fotograficzne - mój pierwszy raz ;)

Co miesiąc mówiłam sobie, że w następnym to już na pewno się podejmę i... dupa. Koniec odwlekania, czas się wziąć do roboty. Przed Wami tydzień urozmaicony moimi zdjęciami ;)

1. PONIEDZIAŁEK - MOJA SŁABOŚĆ


Jak pewnie już wiecie mój zbiór pochodzi z akcji tematycznych Biedronki. NIE POTRAFIĘ przejść obok nich obojętnie. Uśmiecham się za każdym razem, kiedy je widzę. Pierwotnie miały służyć do ozdabiania mojego kalendarza/plannera, ale... szkoda mi ich marnować. No dobra, czasem gdzieś coś nakleję z ciężkim sercem, hihihi.

A Wy jakie macie słabości? Pamiętajcie, czekolada to nie słabość, to potrzeba organizmu:D

(Autorką wyzwania jest Ula z bloga Sen Mai:)

sobota, 5 października 2013

Huszi robi sushi *.*

Dzisiaj będą tylko zdjęcia, bo po dość stresującym tygodniu odpoczynek nas wymęczył ;) 

P. wziął się do robienia pawlacza. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam patrzeć jak mój mężczyzna pracuje w taki sposób - jak z jego rąk wychodzą kolejne gałązki do naszego gniazdka.


Potem (albo wcześniej) z okazji mojego miesiąca P. sprezentował mi książkę, żebym w końcu ogarnęła o co w tym wszystkim wchodzi. Od jutra przestaję gadać, "że dziś złe światło" tylko biorę się za ćwiczenia.


A potem dzień należał do zaaaawijaaaaania!


I jedzenia! Romantyczna kolacja przy Epoce Lodowcowej 3 we flanelowej piżamie, uwielbiam Nas za to! Różowe wino ratowało sytuację ;)


nie potrafię jeść nawet pałeczkami dla dzieci :( Ale palcami umiem! :)

Teraz oglądam "Skazany na bluesa" i odkryłam, jak bardzo zmieniłam się od czasów liceum. Wtedy byłam zafascynowana takim rock&rollowym życiem (nie, nie ćpaniem), ale teraz dopiero dostrzegam tą ogromną miłość Gośki do Ryśka. Podziwiam...

P.S. Pracujemy nad czymś i się doczekać nie mogę, ale jak to powiedział ktoś w kreskówce "Kot w piekarniku, to jeszcze nie drożdżówka.

czwartek, 3 października 2013

Dobro i zło wracają jak bumerang

Jest dopiero jedenasta, a ja już zdążyłam przeżyć dwie sytuacje idealnie potwierdzające ten truizm.

Sytuacja 1. Kolejka do kasy w hipermarkecie. Klient za mną (elegancki pan lat 40) klnie na bałagan w sklepie. Owszem miał rację, bo żeby się ustawić w kolejce trzeba było zrobić slalom pomiędzy pustymi koszykami. Chyba z nerwów sam zaczął je ustawiać, a ja przy okazji zobaczyłam, że facet ma tylko jeden produkt. Ja też za wiele nie miałam, ale nie spieszyło mi się zbytnio więc go przepuściłam. Bum! Nagle zamiast zdenerwowania u faceta pojawił się uśmiech, a zamiast przekleństw szczere "dziękuję". Mnie kosztowało to może minutę czasu, a facet z uśmiechem zaczął dzień :)

Sytuacja 2. Kolejka na poczcie. Chłopakowi zadzwonił telefon, więc powiedział dziewczynie stojącej za nim, żeby przytrzymała mu kolejkę. Za nimi stała zrzędliwa baba. Chłopak wrócił po chwilce i zaczęło się piekło rodem z PRL: pan tu nie stał! Poszedł sobie pan, to panu kolejka przepadła! Dopóki chłopak sprawy nie załatwił, to ona nadawała na cały budynek. Kiedy sama podeszła do okienka to chyba przestało jej się spieszyć, bo tempo wypowiedzi miała mocno zwolnione. Po pięciu minutach od jej wyjścia ktoś zauważył, że zostawiła reklamówkę z zakupami, ale nigdzie na horyzoncie nie było jej widać. Sytuacją sama sobie krwi napsuła, a i pewnie trochę czasu jej zajmie odzyskanie zakupów...

Naprawdę niewiele potrzeba, żeby żyło nam się lepiej i przyjemniej. Wystarczy zwykła, ludzka życzliwość! :)

 Ooo, a tu moja próba wywołania uśmiechu u mojego klienta z allegro ;)

środa, 2 października 2013

50 twarzy Emilki :)

Tag ma już brodę, ale przecież ja zawsze muszę przeczekać szał-ciał, żeby się do czegoś przekonać ;) Pewnie mało kogo to wszystko zainteresuję, ale zabieram się do roboty.



1. Lubię jak ludzie zwracają się do mnie po nazwisku, w sumie na studiach stało się moją ksywką. Ostatnio P. wymyślił zdrobnienie "Huszi", co w sumie jeszcze bardziej mi się podoba.

2. Przez dwa lata nie jadłam mięsa. Zmądrzałam po tym, jak trafiłam do szpitala pod kroplówkę z żelaza. Wyglądała jak heroina ;)

3. Jestem idealistką. Wierzę w to, że ludzie są dobrzy i inne tego typu naiwności. W pracę w zawodzie po studiach też wierzę! ;)

4. Jako ośmiolatka założyłam się z moją siostrą, że będę studiowała kierunek związany ze zwierzętami. Wszystko spisałyśmy w encyklopedii, zakład wygrałam, ale filiżanek jeszcze na oczy nie widziałam.

5. Szalałam kiedyś za gitarzystą basowym, więc kupiłam sobie gitarę basową. Ani razu nic na niej nie zagrałam, a po kilku latach dałam ją w prezencie człowiekowi, którego nie znam.

6. Wyleciałam z rodzinnego gniazdka w wieku 16 lat. Najpierw trzy lata internat, potem akademik, teraz z P. Jestem za to bardzo wdzięczna rodzicom, zafundowali mi niezła szkołę życia.

7. Moje studiowanie było bardzo studenckie - na pierwszym roku już po 3 dniach portierka znała nasze nazwiska. Regulamin uczelni mówi, że po trzykrotnym złamaniu regulaminu akademika rektor ma prawo usunąć studenta - mnie musieliby trzy razy wywalić ;)

8. Chcę mieć kozę. Uwielbiam te zwierzęta za całokształt. Szczególnie za to, że zjadają papiery.

9. Mam 8 lat starszą siostrę i 6 lat starszego brata - dogadywać zaczęliśmy się dopiero kilka lat temu.

10. Nasza historia miłosna nadaje się na komedię romantyczną. W liceum znaliśmy się z widzenia i chyba się w sobie podkochiwaliśmy. Nie miałam zielonego pojęcia kim jest ten człowiek, który przez dwa lata TAK się do mnie uśmiechał. Rok po skończeniu LO trafiliśmy na siebie w autobusie... i nic. A potem to już lawina miłości ;) Kiedyś pewnie rozwinę temat :)

11. Nie chcę brać ślubu z miłości. Jeśli kiedyś wyjdę za mąż, to z rozsądku.

12. Wierzę w Boga, ale uważam, że Kościół Katolicki bardziej od Boga oddala, niż pomaga w wierze.

13. Zdecydowanie jestem bardziej introwertyczką niż ekstrawertyczką, co oczywiście nie przeszkadza mi w imprezowaniu ;)

14. Przez cztery ostatnie lata jeździłam na Woodstock. W tym roku stwierdziłam, że jestem jednak już za stara na takie imprezy... Albo Ci młodzi są jacyś dziwni. Jurka oczywiście kocham i podziwiam!

15. Uwielbiam polski punkrock, reggae i stary dobry rock. Muzycznie mogłabym zatrzymać się w latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia.

16. Nie mam prawa jazdy i jakoś się nie zanosi na zmianę tego stanu. Nigdy mnie nie ciągnęło... ale zabłoconymi jeepami i czarnymi harleyami mogłabym jeździć.

17. Baaaaardzo lubię Szczecin. I cieszę się, bo za kilka dni będę już prawowitą mieszkanką tego miasta.

18. Wychowałam się na małej wsi i nigdy się tego nie wstydziłam. Ba! Ja nawet dumna z tego powodu jestem!

19. Optymalna temperatura to dla mnie 20 stopni C. Powyżej tego umieram i się rozpływam. Nie dla mnie wakacje w tropikach i leżenie plackiem na plaży.

20. Mamy w planach przejście polskiego wybrzeża Bałtyku. Do tej pory pokonaliśmy trasę od Świnoujścia do Kołobrzegu... na nogach, z 20 kg na plecach.

21. Kiedyś będę sławna, tylko jeszcze nie wiem dlaczego ;)

22. Lubię kupować kosmetyki, mogłabym mieszkać w drogerii. Gorzej z ich zużywaniem...

23. Dwadzieścia trzy to moja ulubiona liczba. Co miesiąc obchodzimy nasze miesięcznice i robimy sobie malutkie niespodzianki. We wrześniu była żelkowa tablica.

24. Kiedyś namiętnie grałam w Farmville, później skasowałam całkowicie FB, a teraz gram w MonsterWorld. Lubię to i sprawie mi to przyjemność, więc czemu nie?

25. Jestem chorobliwie zazdrosna, wynika to chyba z mojego braku wiary w siebie. Ostatnio wyluzowałam, ale z zazdrością jest chyba jak z alkoholizmem.

26. O właśnie! Alkohol lubię. Piwo, rum i wino. Wódki (po studiach!) już do ust nie wezmę.

27. Lubię układać puzzle, ale muszę się spieszyć, bo koty mi je rozkładają. Idą długie jesienne wieczory, pora kupić sobie nowy 1500.

28. Uwielbiamy kreskówki, obejrzeliśmy już chyba wszystkie sezony Simpsonów ;) Jednym z ulubionych kanałów jest oczywiście Cartoon Network.

29. Nie mam pamięci do twarzy, normalnie jak Brad Pitt. To nie jest fajne... Mieszkam tu już dwa i pół roku, a tylko jedną sąsiadkę bym rozpoznała.

30. Nie potrafię przejmować się czymś, na co nie mam wpływu.

31. Na starość na pewno będę kociarą skoro już w tym wieku mam dwa swoje i dokarmiam balkonowe.

32. Nie mam słuchu muzycznego, poczucia rytmu i wszystkiego, co z tym związane. Tańczę dopiero po trzech piwach, a i to nie zawsze.

33. Unikam imprez typu wesela i bale. Nie byłam nawet na swojej studniówce. Możliwe, że jest to związane z punktem powyżej, ale... ja naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, jak na jedną noc można wydać tyle pieniędzy.

34. Nie mamy w mieszkaniu żyrandoli, bo... nie spotkałam jeszcze takich, które by mi się spodobały.

35. Zupełnie nie mam parcia na metki na ubraniach. W ogóle najchętniej ubieram się w lumpeksach, bo jakość ubrań w sieciówkach pozostawia wiele do życzenia.

37. Tylko w czerwonopodobnych włosach i grzywce czuję się sobą. A najlepiej mi w krzywo obciętej grzywce.

38. Utrzymuję kontakt z byłą mojego byłego i świetnie się ze sobą dogadujemy.

39. W dzieciństwie zbierałam gumki do ścierania, moja kolekcja liczyła ponad sto sztuk. Do dzisiaj ich używam.

40. Lepiej dogaduję się z mężczyznami. Nie rozumiem kobiecych sztuczek, intryg itp. Uważam też, że faceci są lepszymi pracownikami.

41. Przeprowadziłam zabieg in vitro na świńskich komórkach. Przy okazji, zarodek nie jest dla mnie człowiekiem.

42. Mój ulubiony cukierek to.... batonik!!!

43. Film, który mogę oglądać setki razy i zawsze śmieję się jak głupia do sera: To nie jest tak jak myślisz kotku. Nie rozumiem tego fenomenu, ja nie zwykłam oglądać kilka razy tego samego, a już na pewno nie jestem z tych, co to się śmieją na filmach.

44. Nigdy nie wierzyłam w Św. Mikołaja i swoich dzieci też nie mam zamiaru okłamywać. Bajki o bocianach i kapuście też sobie odpuszczę.

45. Jestem bardzo tolerancyjna. Granicą tolerancji jest dla mnie skrzywdzenie człowieka.

46. Jestem językowo upośledzona, ale walczę z tym! O ile nie mam problemu z nauką biologii molekularnej, tak przyswojenie sobie obcego języka jest dla mnie bardzo pracochłonne.

47. Nie przywiązuje zbytniej wagi do pieniędzy. Odpukać, na razie ich nie brakuje, ale bardzo przyjemnie wspominam czasy, kiedy trzeba było przeżyć tydzień za 5 zł.

48. Potrafię cieszyć się z małych rzeczy, nie mam najmniejszego problemu z ich dostrzeganiem. Codziennie znajduję coś nowego, co wywołuje uśmiech na mojej buzi.

49. Chyba jestem nieśmiała. Do głupich pomysłów jestem pierwsza, ale muszę mieć kogoś przy sobie, kto mnie w nich popiera.

50. Lubię siebie, po prostu.




wtorek, 1 października 2013

Dzień chłopaka... był wczoraj.

Tak mi się jakoś w życiu ułożyło, że chłopaka posiadam :) A przepraszam, to mój konkubent. Model prawie idealny, co wcale mi nie przeszkadza w wynajdywaniu malutkich szczególików, do których mogę się przyczepić. Czasem mam ochotę go udusić, ale z przyczyn technicznych jest to mało możliwe - jedynym rozwiązaniem takiej sytuacji jest buziak. Albo "przepraszam" na trzy cztery. 

Instrukcja obsługi mojego modelu jest prosta jak budowa cepa. Jego potrzeby ograniczają się do dwóch czynności: jedzenia i grania. Jeśli obie są zaspokojone, to nawet nie zauważy, że przemeblowałam sypialnię. Albo że z konta zniknęło kilka stówek. Kochany, prawda? :) 

Naszemu związkowi daleko do kupowania sobie nawzajem praktycznych prezentów, a jeszcze dalej do kupowania stereotypowych. Chociaż nie, raz dla zabawy dostał skarpetki pod choinkę. Szczerze powiedziawszy, to nad prezentem na dzień chłopaka nie chciało mi się nawet myśleć, ale skoro się upomniał, to zrobiłam mu sernik. Ale jaki... (nie ważny smak, liczy się... Eve!)



Do tego hot-dogi, dr. Pepper (napój informatyków), Kinder czekoladki i... widok szczerej radości na twarzy Ukochanego. I te iskierki w tych pięknych oczyskach. Może być coś lepszego? 

A Wy co wykombinowałyście dla swoich gorszych połówek? :>

P.S. Eve jako grę szczerze polecam. Jest tak skomplikowana, że mój mężczyzna prawie się przebranżowił na analityka rynku ;)