W międzyczasie P. siostra też zapowiedziała się z wizytą. Ok, żaden problem, raz dwa wyczarowałam dwie dodatkowe kołdry z koców. Wpadła wieczorem, teoretycznie tylko się przespać, ale... do trzeciej w nocy razem z moją mamą układałyśmy puzzle. Takie tam skromne, na dwa tysiące. Ooo, na tą chwilę prezentują się tak:
Odwykłam od zarywania nocek, więc jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki to... o ósmej rano ze snu wyrwał mnie budzik. I taka tam wiadomość, że za 15 minut będzie u nas P. mama. I naprawdę, nie byłoby w tym nic dziwnego i nic stresującego, ale... nasze mamy się nie znały! Jesteśmy ze sobą prawie cztery lata, a jakoś okazji nigdy nie było, albo podświadomie ich unikaliśmy. W tej sytuacji nie miałam nawet czasu się zestresować, wyszło wszystko naturalnie, znalazło się mamine ciacho, kawa i było bardzo miło. P. miał w domu cztery kobiety + dwie kocice i wytrzymał. Chyba jakiś medal mu się należy.
P.S. Zostałam teraz z tymi puzzlami sama... wrobiły mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz