W efekcie spędziłam wczoraj bite DWANAŚCIE godzin na pisaniu siedmiu stron. Nie do końca mi się moja twórczość podoba, ale czasu na poprawki już niestety nie mam. Dzisiaj praca zostanie złożona w czerwonym gabinecie profesora S., a potem to już można się tylko modlić o zaliczenie.
A teraz tak w telegraficznym skrócie o minionym tygodniu w pozytwach:
- zaliczyłam dwa wpadnięcia kumpel na kawę
- jesteśmy na "diecie" i idzie nam całkiem nieźle
- wstaję codziennie przed siódmą (to, że P. wyciągnął mnie dzisiaj z łóżka za nogi się nie liczy)
- zaczęłam grać w EVE ^.^
I teraz taki mały bonus:
Wpuszczając kota do mieszkania uderzyłam się w klamkę, rozcięłam sobie powiekę i mam limo. Tak, wiem, brzmi jak opowieść bitej żony broniącej męża - tyrana, ale wszyscy którzy mnie znają, nie będą mieli wątpliwości, że to moja niezdarność. Jako dzieciak byłam dumna z moich blizn na kolanach, i chyba coś z tej dziewczynki mi zostało, bo się limem nie przejęłam - to się zaszpachluję. Cieszę się, że do poparzenia serem z pizzy (bąble na całej ręce), całowaniem żółwia brzemiennym w skutkach (odgryzł mi kawałek wargi!) dołączyło limo od klamki - będzie co opowiadać wnukom.
Kochana! Ty uwazaj na te oczy! tylko jedne mamy :))
OdpowiedzUsuńSpokojnie, już jest wszystko pod kontrolą;)
Usuń