Jeśli masz ochotę pogadać...



Jeśli masz ochotę pogadać... to śmiało pisz na gg 6821926. Może być o pogodzie, może być o kotach, a nawet o polityce. I tylko z pozoru jestem niedostępna ;)

środa, 6 marca 2013

Wiosna!

Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale ja po prostu upijam się tym słońcem. Coś mnie rozpiera od środka i jest mi tak... dobrze. Wczoraj można powiedzieć był dzień idealny, ale po kolei.

Wyszłam z domu o siódmej, za oknem na trawniku był jeszcze szron, ale uznałam że koniec z rajstopami pod spodniami. Uczelnia, na początek wykład, potem audytoria (dostałam plusika!), a następnie... paśnikoznastwo (paśnik - skwerek/trawnik przed akademikami). Kupiłyśmy sobie po dwa piwka (celtyckie ciemne wiśniowe), chipsy o smaku warzyw (jak warzywne, to nie ma bata, żebyśmy od nich utyły) i usiadłyśmy w tym cudownym, cieplutkim, wiosennym słoneczku rozmawiając o życiu i o śmierci. Oraz o zdradach, miłościach i pieniądzach. W międzyczasie przewinęło się kilku znajomych idących na zajęcia... peszek. Miły pan robotnik zostawił nam pod opiekę swój "sprzęt komputerowy" (taczka i miotły), rozmawiałyśmy z paniami z Kaktusa (akademicki pub), z panią z Białego Domku (ma sklep przed akademikiem) - chillout pełną gębą. Do momentu aż stłukło się piwo... pocieszeniem były jęki żałości dochodzące z każdego końca paśnika. I oczywiście zjawił się pan ze swoim sprzętem komputerowym i raz dwa wszystko posprzątał i  pocieszał, że jeszcze niejedno wypijemy. W stanie pewnego rozluźnienia udałyśmy się na wykład. Tak, to bardzo niegrzeczne, ale jeszcze bardziej studenckie. Niestety muszę przyznać, że był mega nudny. 

Wykład skończył się po 15, więc miałam jeszcze godzinkę do spotkania z P. Wpadłam na genialny pomysł, żeby iść pieszo, szwendałam się pomiędzy różnymi kamieniczkami, od sklepu do sklepu, aż trafiłam na jedno z największych skrzyżowań w Szczecinie. O 16 zrozumiałam, że nie chcę pracować jak ci wszyscy ludzie, nie chce chodzić po zatłoczonych pasach, stać w korkach czy jeździć zatłoczonymi tramwajami. Przemyślenia przerwał ten mój zielony ludzik, który wyrósł obok mnie. Ok, przy nim jestem bezpieczna i nie mam żadnych wątpliwości egzystencjonalnych. Do seansu mieliśmy jeszcze godzinkę, więc czekał mnie kolejny spacerek, tyle że w towarzystwie. Roześmiana i wyprzytulana - uwielbiam ten stan. Przed kinem jeszcze jakaś dobra kobieta przepuściła mnie w toalecie i nie musiałam płacić złotówki - są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie ;)


 "Być jak Kazimierz Deyna" to rodzaj polskiego kina, który Placki lubią:) Nie wiem, czy to komedia, ale bawiła do łez. Lubię wspominki PRLu, tamten styl życia, dlatego pewnie ten film mi się tak podobał. No i postać matki - genialna! 

Z kina wróciliśmy około 20, Emilka grzecznie położyła się spać (tłumacząc ból głowy guzem mózgu, bo P. się śmiał, że mam kaca) i wstałam dopiero dzisiaj o szóstej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz