Potem podreptaliśmy do Muzeum Narodowego na Placu Żołnierza... Na początku powiem, że nie jesteśmy ani pasjonatami sztuki, ani też historii. Spoko, niektóre rzeźby były naprawdę ładne, czasem zdarzyły się jakieś kryształki przykuwające oko, ale... to nie to co lubimy. Stop, podobały mi się meble z XVIII w., nie pogardziłabym ogromnymi kuframi i szafami ;)
Potem poszliśmy Aleją Kwiatową (tak, tą bez kwiatów) na Wały Chrobrego, bo o 13.00 wypływaliśmy w rejs po Odrze. Nie potrafię pływać, ale jak płynę statkiem/promem to czuję, że daleko mi do szczura lądowego. W dodatku kręcą mnie widoki stoczni i dawnych portowych budynków, więc siedziałam całą godzinę z wybałuszonymi oczami i pstrykałam fotki:
W ramach chamienia się poszliśmy na kebaba do MakKwaka i po czerwoną oranżadę. Pojedliśmy, odpoczęliśmy na ławeczce i daliśmy sobie jeszcze jedną szansę z muzeum. Padło na wystawę "A może morze?" - no cóż, nt. sztuki jesteśmy w stanie powiedzieć tylko, że nam się podoba, albo nie. A filmików artystycznych to w ogóle nie rozumiemy. Nasze zblazowane mózgi miały już dość:D
A tu jeszcze Wały Chrobrego i fontanna:
A jutro kierunek Międzyzdroje! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz