W porównaniu do pisania inżynierki, to magisterka była przyjemnością, mam nadzieję, że obrona też będzie bezproblemowa :)
Chciałam w tym tygodniu dokończyć wszelkie formalności, poskładać dokumenty itp. W ostatniej chwili zdecydowałam się na angielską wersję dyplomu, a to wiązało się z dodatkowym zdjęciem. Nie myślałam, że będę miała z tym tyle problemów, zdjęcie przecież wystarczyło tylko wydrukować. Nic bardziej mylnego, u pierwszego fotografa nasłuchałam się tylko o tym, że studenci to nie ludzie, tylko jakieś zwierzęta, którzy myślą, że wszyscy są na ich usługach.
Zdenerwowałam się strasznie, płacę to wymagam, a fotograf to chyba firma usługowa. Babka była tak nieprzyjemna, że aż mi się udzieliło - z satysfakcja powiedziałam, że idę dać zarobić konkurencji. I poszłam, może nie załatwiłam wszystkiego tak jak chciałam, ale jakość obsługi niebo a ziemia. Miło, z poniedziałkowego terminu zeszliśmy do dwóch godzin i jeszcze dostałam rabat, bo spóźnili się 10 minut. Największa różnica pomiędzy dwoma foto punktami? W pierwszym głęboki PRL, w drugim sama młoda ekipa nastawiona na zadowolenie klienta.
Następny krok milowy - punkt ksero. Zaniosłam w poniedziałek wydrukowane prace do oprawy i wydrukowania kolorowych stron. Miało być gotowe na wtorek, wyszedł piątek. Okazało się, że drukarka się rozregulowała, a praca jest cała powyginana - teoretycznie dlatego, że włożyłam do koszulki, ale w sumie to wina mojej drukarki. Do obrony się uleży ;)
A teraz największe miłe zaskoczenie: w dziekanacie nie robili problemów! :) Ganiałam z tym wszystkim pół dnia po mieście, ale cel osiągnęłam.
Wróciłam do domu padnięta. A czekała mnie jeszcze praca i rozmowa z panią kierownik. Szybka mrożona kawa i krótka drzemka w ramionach P. postawiła mnie na nogi. W pracy było nawet miło, odkryłam w sobie jakiś dar pomagania innym. Trochę bałam się wypalić szefowej: "znikam na 10 dni", ale dla niej nie był to żaden problem - naprawdę kamień spadł mi z serca.
A jutro jedziemy do mamusi ^^.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz