Na prezent urodzinowy miałam dostać telefon, wymarzyłam sobie jakiegoś smartphona z aparatem 5Mpx i GPSem. Jezusie Maryjo, ile takie coś kosztuje! Od trzech lat mam ten sam telefon, prostą niezawodną Nokię i prepaid. Doładowanie za 25 zł starcza mi na grubo ponad miesiąc, a P. jeszcze na dłużej. Po przeanalizowaniu opcji z abonamentem stwierdziliśmy, że nijak to się nie opłaca finansowo, korzystniej wychodzi kupić po prostu telefon. I z takim zamiarem położyłam się spać. Na zajęciach jednak mnie olśniło: przecież musiałabym upaść na głowę wydając na telefon 600 zł! Za takie pieniądze to możemy sobie balkon odremontować, wyjechać gdzieś na weekend czy zamówić mnóstwo półproduktów do mojego rzekomego biznesu, a nie zamknąć w małym prostokąciku, tylko po to, żeby był. Aparat mam, nie jest jakiś super, ale i tak nie wykorzystuje jego możliwości, a GPS można kupić za 100 zł. Dla mnie sprawa jest już jasna.
Jak mnie natchnęło na ten pomysł z telefonem, to pytałam wśród znajomych, chyba aż do znudzenia o ich modele, wszędzie gdzie mogłam to przyglądałam się tym cackom i jaki wniosek? Ludzie, skoro macie w ręce/kieszeni/torebce model za 1000 zł (cena rynkowa) to jak możecie narzekać, że macie mało pieniędzy? To jest to biedne społeczeństwo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz