Nie wiem co się ostatnio dzieje, ale przypadkowo spotykam mnóstwo "znajomych", z którymi bardzo miło mi się rozmawia. Rano w autobusie spotkałam panią doktor, która ma ze mną zajęcia, rozmawiałam z nią całą drogę - bardzo sympatyczna osoba. Jechałam z uczelni do domu i spotkałam moją byłą przełożoną z pracy, okazało się, że szukają kogoś na kilka dni na zlecenie - na początku nie miałam ochoty, ale jak dowiedziałam się o co chodzi, to się zgodziłam. Popracuję kilka dni, jakiś pieniążek "na waciki" wpadnie:)
Po zajęciach poszłam z K. na lody i szukać butów. Z nią to mogę na zakupy chodzić, jest mistrzem w szybkich decyzjach ;) Chociaż naprawdę nie wiem, jak mogła nie chcieć tych uroczych zielonych czółenek ze skóry węża, wyglądała w nich zabójczo :D popłakałam się ze śmiechu.
Potem dom, jedzenie sorbetu gruszkowego i oglądanie "Z archiwum X" z P. Pyszny obiadek, szukanie książki i inne takie przyjemne rzeczy ;) Jak się książka znalazła, to mogliśmy jechać do biblioteki (wypożyczyłam sześć książek, każda z innego działu), pójść na lody i pokłócić się o buziaka ;) P. poszedł do pracy, a ja wróciłam do domu, zrobiłam sobie mrożoną kawę, piszę ten wpis i zaraz zmykam na korepetycje.
Jak wrócę to siadam do magisterki, bo jestem na jutro umówiona z promotorką, muszę nanieść kilka drobnych poprawek i ujarzmić dane tak, żeby były czytelne nie tylko dla mnie. A na 14 do pracy, oj lubię jak się tyle dzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz